piątek, 1 listopada 2013

Gra Endera

Gra Endera

Science fiction jest gatunkiem, które wiele osób najzwyczajniej unika. Dlaczego? Coś wspólnego może z tym mieć nieskończona liczba planet i zamieszkujących je obcych ras i cywilizacji. Statki kosmiczne, lasery, teleportery, droidy, fazery, technologie i inne patologie, które w prawdziwym świecie nie istnieją i istnieć nie mogą. Opowiadają zmyślone historie, z których ani nie można się niczego dowiedzieć, ani się niczego nauczyć. Dla części filmów z tego gatunku to prawda. Są jednak i takie, dla których to wszystko jest jedynie otoczką - tłem, służącym do przekazania czegoś innego, głębszych refleksji.

Idąc do kina na Grę Endera bałem się, że poszerzy grono tych pierwszych. Że będzie to film o dzieciach, dla dzieci, z kosmiczną awanturą w tle. W tym momencie powinno być wielkie ALE, które sprawiłoby, że zapomnielibyśmy o powyższych obawach. Cóż, życie jest pełne... niespodzianek. 

Historia przenosi nas do roku 2070. Inwazja z kosmosu niemal zniszczyła naszą planetę. Udało się odeprzeć atak, jednak obcy mogą wrócić. By zażegnać niebezpieczeństwo na zawsze, Ziemskie centrum obrony przygotowuje nową broń. W przestrzeni kosmicznej zbudowano specjalny ośrodek szkoleniowy, którego rekrutami są... małe dzieci. Jednym z nich jest Ender (Asa Butterfield), a dokładniej Andrew 'Ender' Wiggin - dzieciak obdarzony unikalnym talentem. Odkryto w nim zalążki niezwykłego geniuszu wojskowego. Cecha, która może przesądzić o 'być albo nie być' dwóch cywilizacji.
Informacje o filmie
Gatunek:
Reżyseria:
Scenariusz:
Muzyka:
Czas trwania:

W rolach głównych:

Sci-Fi
Gavin Hood
Gavin Hood
Steve Jablonsky
1 h 54 min

Asa Butterfield
Harrison Ford
Ben Kingsley
Abigail Breslin
Gra EnderaGra EnderaGra Endera
źródło: http://www.endersgamemovie.com/
Akcja filmu rozgrywa w przestrzeni kosmicznej, dzięki czemu jako danie dnia dostajemy wiele scen, w których bohaterowie znajdują się w stanie nieważkości lub takich, w których potężne międzygwiezdne krążowniki toczą bitwy w symulatorze walki. I za taką potrawę szefowi kuchni Gavinowi Hood należą się wyrazy najwyższego uznania. Aż chciałoby się wstać z fotela i  dołączyć do ekipy Endera, by popływać w zerowej grawitacji. Ponadto karta menu oferuje muzykę skomponowaną przez Steve'a Jablonsky'ego, który odpowiadał za m. in. rewelacyjną ścieżkę dźwiękową do filmu Wyspa. I tym razem artysta spełnił pokładane w nim nadzieję i zapewnił melomanom miłe wspomnienia. Cała ta audiowizualna płaszczyzna Gry Endera jest więc tym, co zachęca do obejrzenia filmu.

Są niestety i takie czynniki, które zniechęcają. Częściowo spełniły się obawy wspomniane na początku tej recenzji. Mali artyści nie dotrzymywali kroku tym bardziej doświadczonym. Dorośli aktorzy, tj. Harrison Ford, Ben Kingsley i Viola Davis zagrali bardzo dobrze. Sceny z ich udziałem wnosiły jakość, jakiej brakowało, gdy na ekranie pojawiało się młodsze pokolenie. Jedynie Asa Butterfield obronił się aktorsko, jednak to trochę za mało jak na film, w którym główną rolę odgrywają dzieci.

Fani książki na pewno zadają sobie pytanie "czy" i "jak bardzo" film sprawdza się jako adaptacja. Obawiam się, że mam dla tej części z Was złą wiadomość. Mimo, iż film trwa niemal 2 godziny, historia Endera została bardzo streszczona, skrócona i przez to wyprana z jej psychologicznej części. A to właśnie ta cząstka według mnie stanowiła najmocniejszą stronę opowieści zawartej w książce, na podstawie której nakręcono niniejszy film. Dzieło Orsona Scotta Carda poruszało i zmuszało do głębokich refleksji. O dziele Gavina Hooda tego samego powiedzieć nie można. Wewnętrzne rozterki głównego bohatera, jego zmagania z samym sobą i poszukiwanie swojego miejsca we wszechświecie zostały spłycone i potraktowane po macoszemu. A to i tak stanowiło tylko fragment przesłania zawartego w pierwowzorze.

Gra EnderaGra EnderaGra Endera
źródło: http://www.endersgamemovie.com/
Nie ogołocono jednak filmu ze wszystkich aspektów historii Carda. Jest to adaptacja brutalnej, ciężkiej psychologicznej książki science-fiction. I choć odpowiednik z dużego ekranu nie jest aż tak brutalny, a psychologiczny wymiar został spłycony, to nie jest to pozycja dla ludzi oczekujących lekkiego filmu akcji.

Na moją ocenę filmu miała wpływ znajomość książki i przez to mój obiektywizm został zachwiany. Wiedza na temat tego, co być mogło i tego, co otrzymałem, wypadła dla filmu niekorzystnie. Jednak w gruncie rzeczy to nie jest słaby film. Jeśli lubicie klimaty sciencie-fiction, Gra Endera zapewni Wam wieczór pełen rozrywki na dobrym poziomie. Rewelacyjne efekty specjalne, muzyka i klimat czynią go apetyczną pozycją na filmowy wieczór. Jeżeli jednak przez całe życie omijaliście Sci-Fi, ten film również sobie odpuście, bo prędzej utwierdzi Was w przekonaniu o słabości gatunku, niż go zmieni.

Na plus
Na minus
·         rewelacyjne efekty specjalne,
·         ścieżka dźwiękowa,
·         gry w stanie nieważkości,
·         szczególnie dobre ostatnie 30 minut filmu,
·         zmarnowany potencjał,
·         słaba gra aktorska młodszych aktorów,
·         brak napięcia, emocji, czegoś co wciąga w historię,

Nasza rekomendacja:
Przeciętny, jak wiele innych



                                        

16 komentarzy:

  1. Czekałem na ekranizację od kiedy przeczytałem książkę. Czyli prawię 20 lat :) Kiedy pojawiły się pierwsze doniesienia o ekranizacji, zacząłem się tego obawiać. No i potwierdziło się. Przewidziałem wszystko o czym napisałeś w recenzji... Pozdrawiam. btw. Bardzo ładnie prowadzony blog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy się wykrakałeś! :) bardzo mi miło, że zostawiłeś komentarz i dziękuję za życzliwe słowa. Takie rzeczy napędzają mnie do dalszego działania. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Dobra recka.
    Jako miłośnik Sagi Endera i Olbrzyma nie mogłem się doczekać tego filmu (tak jak pisze autor recki) ale miałem duże obawy przed pójściem do kina.

    Byłem dzisiaj razem z synami (nie znającymi książki) którzy ocenili film pozytywnie jako pełen akcji jednakże i oni i ja wyłapaliśmy nieprawidłowość tłumaczenia zwłaszcza w znamiennym punkcie przy ostatniej bitwie gdzie słowa "pamiętaj brama przeciwnika jest na dole" przetłumaczono "przeciwnik się odsłonił" :)))

    W porównaniu do książki całkowicie ominięto wątki pollityczne i psychologiczne, a koniec całkiem pokręcono, praktycznie od zakończenia szkoły bojowej wszystko pokręcono i pozmieniano w stosunku do książki.
    Szkoda bo sama szkoła bojowa mi się podobała (włącznie z salą bojową) i myślę że kosztem 1-1,5 h dodatkowego czasu filmu można było go zrobić zgodnie z myślą Orsona Scotta Carda, wystarczyło dać więcej rozgrywek w sali bojowej pokazując związek Endera z pozostałymi członkami jego yeshu oraz wstawić trochę emocji do tego co robił i jak to przeżywał, następnie dać krótkie wstawki o sytuacji politycznej na ziemi, a wkońcu pozwolić wylądować Enderowi w nowej kolonii gdzie znalazłby "kokon".

    Jednak film polecam zwłaszcza dla tych co nie czytali książki, a ci co czytali niech nie idą z nastawieniem, że zobaczą ekranizacje książki, a raczej coś co było nakręcone pod wpływem zapoznania się ze streszczeniem książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Kwiatkowski znalazłem twoje zaproszenie do przeczytania twojej recenzji na filmwebie i skusiłem się. Nie rozczarowałem się tak jak filmem :D, nie mniej jednak nie mogę się z tobą zgodzić w całości. Efekty specjalne nie są wcale takie spektakularne jak piszesz, są przeciętne, może gdyby były spektakularne to film by się nimi obronił, a tak mamy film, który aspiruje do miana adaptacji filmowej a tak na prawdę jest jeszcze jednym filmem który powstał na motywach książki pod tym samym tytułem. W mojej obronie powiem że czytałem Grę Endera, Cień Endera, Mówcę Umarłych i Ksenocyd, jak na razie reszty nie dałem rady. Dwie pierwsze książki, które wymieniłem wywarły na mnie ogromne wrażenie, wręcz poraziły mnie wyrazistością postaci, pamiętam że czytając Grę Endera, kiedy autor ukazał postać Groszka odniosłem wrażenie że Groszek jest takim właśnie Enderem. wtedy nie wiedziałem że istnieje cała saga a w sume dwie. Czegoś takiego właśnie zabrakło w filmie. Zabrakło ekspresji w wyrażeniu bohaterów filmu i dla tego film wyszedł tak jak wyszedł. Moim zdaniem film został zrobiony dla tych którzy nie czytali książki po to żeby nie musieli jej czytać... takie odniosłem wrażenie. Pewnie pójdę jeszcze raz na ten film żeby spojrzeć na niego już z większym dystansem ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że przyjął Pan moje zaproszenie i że znalazł Pan w tej recenzji coś dla siebie. Polecam się na przyszłość. Chciałbym jednak odnieść się do fragmentu komentarza dotyczącego efektów specjalnych. Widzę to tak, że 30 lat temu na widzach w kinie niesamowite wrażenie robiły upiory wyłaniające się z Arki Przymierza w "Poszukiwaczach zaginionej arki". Później wrażenie robił "Terminator II", "Park Jurajski", "Matrix" czy Gollum z "Władcy Pierścieni". Z roku na rok technologie komputerowe osiągały coraz wyższe i wyższe pułapy. Aż w 2009 roku "Avatar" tak nas dopieścił, że aż ciężko wyobrazić sobie, jakie efekty specjalne czekają na nas w przyszłości. Wniosek z tego taki, że efekty mogą być naprawdę dobre, ale to nas coraz trudniej zadziwić i zadowolić.

      Usuń
  4. Zgadzam się w całej rozciągłości, nie mniej jednak miałem na myśli spektakularność efektów a nie ich technologiczne zaawansowanie. Odnoszę wrażenie że autor filmu chciał właśnie osiągnąć większy realizm opowiadanej historii poprzez obniżenie fajerwerków stawiając na kompatybilność filmu z książką ale nie udało mu się to ponieważ wyciął całą sferę emocjonalna głównego bohatera zastępując ją scenami z najważniejszych zwrotów akcji w książce i łącząc je w całość, tak powstało coś endero-podobnego nie nazwałbym tego filmu adaptacją a jedynie próbą filmowego ukazania historii Endera, którego stworzył Orson Scott Card w swojej książce. To jest jakby przełożenie z analogowego(książki) na cyfrowy(film) świata z książki ale autor jak by nie do końca użył odpowiednich narzędzi i w rezultacie to co stworzył odbierane jest jako błędy w tłumaczeniu. Tak jak napisałem gdyby skupił sie może na szczegółach technicznych świata Endera , wyszło by lepiej. Osobiście liczyłem na więcej scen ze szkoły bojowej wszak 3/4 książki to właśnie szkoła bojowa i bitwy rozgrywane z armiami. To tam Ender kształtował swój kunszt wojenny i dowódczy. Niestety nie jestem zadowolony z filmu ale nie żałuje pieniędzy za bilet :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie faktycznie źle zrozumiałem twoją pierwszą wypowiedź. Bardzo ciekawe i trafne spostrzeżenia. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. jeśli chodzi o sf to nie przepadam za gatunkiem, a w ramach głębszych refleksji akceptuję chyba tylko "Dystrykt 9". pisałeś o Elizjum? pytam, bo jeszcze nie widziałam.

    fajny pomysł na bloga, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dystrykt 9 to świetny przykład filmu, który zmusza do myślenia i jednocześnie jest z gatunku sci-fi, masz rację :) A o Elizjum jeszcze nie pisałem. Może w przyszłości napiszę recenzję, ale teraz chcę ruszyć także inne gatunki filmowe. Nie chcę, żeby to się stał blog o filmach tylko sci-fi. Tak dla Twojej informacji, w telegraficznym skrócie, to moim zdaniem brak mu takiego przesłania, jakie miał Dystrykt 9. I nie jest tak dobry.

      P.S. Dziękuję za miłe słowa! Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Dzieki za recke, odkąd obejrzałam film w kinie, czytam co kilka dni komentarze jak odebrany został ten film. Książkę czytałam wieki temu – czyli lata 90-te. Idąc do kina nie oczekiwałam wiernej adaptacji, choć tak wstępnie o filmie pisano. Przecież wiadomo jak wygląda dzisiejsze kino dla młodego widza. Fakt że zekranizowano Endera, uznałam za efekt H.Poterra i tu się nie pomyliłam. Obsada z Harisonem Fordem dała mi nadzieje, że może obraz nie zostanie do cna zepsuty. Być może to skrojone dla młodych graczy 'danie' wyznaczy nowy trend filmów na podstawie doskonałych powieści. Mam tu na myśli Philipa .K.Dick, filmy takie jak 'Łowca androidów, Pamięć absolutna, Raport mniejszości, były przecież w swoim czasie hitami. Tymczasem dzisiejsze kino cierpi od kilku lat na syndrom sequela, czyli kolejna wersja tego samego obrazu – owszem ładniejsza, tyle że głupsza, pusta i z niby treścią. Oglądając nowego Spartakusa, czy Kleopatrę, z nadętą muzyką i po kilkakroć powtarzanymi scenami, trudno powstrzymać uczucie mdłości. Aż chce się wyć, gdzie Kirk Douglas?

    Po Grze Endera, spodziewałam się więc wartkiej akcji, odrobinę chybionej psychologii, parę banałów między dzieciakami, oraz scen w kosmosie. Moje niewielkie wymagania wynikają po części z oceny dzisiejszego przemysłu filmowego, a po części z brak wiedzy na temat ostatnich produkcji, takich np. jak chwalona Grawitacja – systematyczne wizyty w kinie darowałam sobie już dawno z wyżej wymienionych powodów. Dlatego film zaskoczył mnie na +. Owszem można się uczepić tego czy owego, oraz podejrzewać że osoby które nie czytały książki mogą go nie zrozumieć. Ale według mnie nie było najgorzej. Ostatecznie główny aktor Asa, ratuje obraz swoją chłodną maską, Endera który stara się jak może ukryć swoje emocje. A popis aktorstwa daje przy grze Napój Olbrzyma. W ogólnej ocenie imho 7/10
    Tak czy inaczej, mam nadzieje że wpływ finansowy zadowoli producenta. Czekam na kolejną ekranizację, a po nich oby się przemysł zlitował nad widzem i sięgnął do wspaniałych treści, pisarzy s-f, którzy 50 lat temu przewidzieli, komórki, czipy, karty bankomatowe, loty międzygwiezdne w czasie gdy szary zjadacz chleba nie wiedział co to takiego komputer osobisty.
    Kiedy tylko Gra Endera pojawi się na dvd, mam zamiar dołączyć film do domowej kolekcji i napawać się powrórkami z najlepszych scen. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podoba mi się Twoja uwaga odnośnie wtórności wielu wchodzących do kin produkcji. Jeśli już jakiś film odniesie sukces, zaraz dorabia się do niego sequel, prequel albo remake. Cieszę się, że wyciągnęłaś ten problem na wierzch, bo przymierzam się do napisania dłuższego tekstu na ten temat. Postaram się w nim odpowiedzieć czy to coś złego (a jeśli tak to czy w każdym przypadku) czy jednak nie. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Dziękuje za odpowiedź. Masz racje, konkretnie chodziło mi o remake, czyli odświeżoną wizualnie wersje podobnego obrazu. Ale obecnie taka jest specyfika dzisiejszego kina, coraz mocniejsze komputery, dały w efekcie coraz to lepszą grafikę. O treści w ostatnim dziesięcioleciu, trochę jakby zapomniano. Schemat ten odrobinę się przejadł i obserwuję powolny odwrót od dominacji efektu graficznego. Więc Gra Endera jest dla mnie takim światełkiem. Kiedyś na pytanie nauczycielki j.polskiego 'Co jest ważniejsze w utworze, forma czy treść?' - nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Dziś wiem, że musi panować między nimi równowaga. Np, biorąc pod uwagę film s-f 'Nirvana' (1997r) z Christopherem Lambertem. Tu trochę pospoiluje: akcja rozwija się wolno, świat wirtualny nie powala na kolana, niektórych scen 'komputerowych' trzeba się domyślać. A przecież obraz ten niesie niesamowitą treść: osoba która przejmuje zapis wspomnień, kogoś innego – zaczyna myśleć, wspominać i mówić jak człowiek którego nie ma. Tymczasem wizualnie, mamy do czynienia z obrazem świata, z czasów kiedy komputer typu atari był w sferze zagranicznych marzeń. Oprawa graficzna jest więc również ważna.
      Np, Gra Endera uświadomiła mi te wizualne oczywistości, jakie trudno wydobyć z książki – składa się ona przecież głównie z dialogów, opisów w niej jest jak na lekarstwo. Dlaczego niby każdy rozdział zaczyna się rozmową dorosłych, bez żadnej sceny opisowej? Czy pogsłuchujemy tu scenę z pozycji przeciwnika 'obcego' – stosującego 'myślowy nasłuch'? Czy w książce tym przeciwnikiem... są dorośli? Więc książka zapewnia nam te doznania, których nie jest w stanie 'pokazać' film, oraz film zobrazuje to co nie zostało opisane w książce.
      Prawdą jest że fanów gatunku filmowego s-f nie jest tak wielu. Wariacje na temat przyszłości są po części karkołomne i dziwaczne. Ale generalnie, nasz obecny świat powstaje przecież dziś, w umysłach i składa się po części z marzeń i planów. Dlatego marzy mi się ekranizacjia takich powieści jak 'Osada' K.Bułyczowa: astronauci lądujący przymusowo na obcej planecie, zmuszeni niejako do zapomnienia o swoich możliwościach, aby móc się dostosować do realiów dzikiego świata. Człowieczeństwo w odwrocie i walka o jego zachowanie, pamięć i zapomnienie...
      Jest masa takich książek, które mają swoich fanów-czytelników i na pewno ich ekranizacja jest w stanie przyciągnąć do kina sporą liczbę widzów.

      Usuń
  7. Na temat GE już się na gadałem. Ostatecznie też czekam na wersję dvd, najpewniej dopadnę ją w jakimś gazeciszczu typu "Viva" lub innym takim :D. Natomiast inną ciekawą książkę którą chciałbym zobaczyć w kinie to Cykl o "Stalowym Szczurze" Harry'ego Harrisona. To lekka i przyjemna opowieść o człowieku, któremu znudziło się grzeczne życie w na pozór poukładanym świecie, ale nie będę spojlerował... Książka jest również bardzo śmieszna a przygody bohatera Jim'a di Griz'a są zabawne i wciągające niczym bondowskie i nie brak im fajerwerków. Polecam szczególnie tym, którzy nie czytali ale nie wiem czy dostaniecie to w sklepie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak skończę nowego "Wiedźmina" to porozglądam się za Twoją propozycją. To trochę inny gatunek książki niż zwykle czytam, ale kto wie, może znajdę w niej coś dla siebie :)

      Usuń
  8. Na pewno uśmiejesz się i rozerwiesz jeśli stwierdzisz że taki humor ci odpowiada

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń